Mánes, Mánes, Mánes!

Mánes – to nazwisko w czeskiej kulturze pojawia się wielokrotnie. To więcej niż nazwisko. Można powiedzieć, że niemal instytucja kultury.

Było Mánesów wielu. Ale jeden szczególny, uznawany za ojca-założyciela czeskiej, narodowej szkoły malarskiej. Wbrew temu, co myślimy w pierwszym odruchu słysząc „szkoła narodowa”, nie uprawiał głównie malarstwa historycznego, chociaż od niego nie stronił. To Josef Mánes (1820-1871), syn Antonina, pejzażysty, profesora praskiej Akademii Sztuk Pięknych, brat Quidona i Amalii, także malarzy, bratanek Václava, także malarza….

Chyba wszystkim Czechom kojarzy się przede wszystkim z wizerunkiem półnagiej rudowłosej, która pojawia się na znaczkach, kolekcjonerskich banknotach i medalach czy popularnych gadżetach. To tajemnicza Josefina, anonimowa, nierozpoznana kobieta – może wcale nie realna, ale wyimaginowana? (ile takich zagadek zostawili artyści… ileż było bezowocnych poszukiwań Beethovenowskiej „nieśmiertelnej ukochanej”!..) – z której wizerunkiem malarz nie rozstał się aż do śmierci. Czy była Josefina dziełem wyobraźni? – dobrym duchem Josefa?

Uroda daleka od klasycznych kanonów piękna, ale bije z jej twarzy ciepło i intymna łagodność. Kobieta zwyczajna i naturalna, o bystrym, może trochę krytycznym spojrzeniu. Śmiała. Bez skrępowania ukazuje marmurowo gładkie ramiona i nazbyt idealne piersi. A jednak jest w tym obrazie niepokojąca dwoistość, rozdźwięk między rumianą, może i lekko opaloną, nieupiększoną, codzienną twarzą i dłońmi, które chyba nie całkiem stroniły od pracy – a alabastrowym ciałem jak z antycznych posągów Wenus. Jakby spotkały się w Josefinie dwie kobiety, realna i wyobrażona. A może właśnie taka jest prawda o niegdysiejszych kobietach, które na widok publiczny i na słońce wystawiały co najwyżej, i to z rzadka, twarz i dłonie, a ciało motały warstwami halek, gorsetów, kaftaników i sukien?

Czytaj dalej