Sieci rozległe Benedykta Rejta

Praski zamek nie jest cudem architektury. Austriacki z ducha i formy, koszarowy styl, rozlegle dziedzińce, elewacje długaśne, bez wdzięku, wyrazu ani majestatu, wnętrza przykro puste. Gdyby nie jeden fenomenalny architekt, nie byłoby na czym oka zawiesić.  Na szczęście pod koniec XV wieku Władysław Jagiellończyk  zatrudnił w Pradze Benedykta, który na bazie dawnego zamku wzniósł nowy, późnogotycki pałac. Także na szczęście jego dzieło przetrwało, nie przebudowane, nie zatynkowane, nie zbarokizowane. Sala Władysławowska, a zwłaszcza jej sklepienie, ciągle zapiera dech.

P1060577

Benedykt Rejt albo Benedikt Ried (ok. 1454-1534), prawdopodobnie pochodził z bawarskiego Landshut, a wykształcił się w architektonicznym rzemiośle przy budowie katedry w Passawie. W 1485 roku sprowadzony do Pragi, dokonał przebudowy i rozbudowy praskiego zamku, który ponad sześćdziesiąt lat, od śmierci Wacława IV, stał opuszczony i niezamieszkały. Kolejni królowie mieszkali w staromiejskim pałacu przy nieistniejącym już kościele św. Benedykta (dziś stoi tam dom towarowy Kotva). Budowę nowej reprezentacyjnej rezydencji zainicjował Władysław Jagiellończyk, od 1471 król Czech (od 1490 także Węgier i Chorwacji), a sfinansowano ją z dochodów królewskiej mennicy w Kutnej Horze, szczęśliwie ukończywszy zasadnicze prace tuż przed definitywnym wyczerpaniem kutnohorskich złóż srebra.

W latach 1493-1502 powstała słynna, ogromna sala tronowa i turniejowa. Nie musimy się emocjonować tym, czy rzeczywiście była naonczas największym sklepionym wnętrzem świeckim w całej Europie, czy może tylko w Środkowej. Jest wielka: długa na 62 metry, szeroka na 16, wysokości 13 metrów ; zajęła całą niemal powierzchnię niegdysiejszego pałacu Karola IV, wysoka na dwie kondygnacje. Nie wielkość stanowi o jej urodzie, chociaż imponuje, nawet dziś, nawet teraz, gdy wnętrze pogrodzono by skanalizować ruch turystów, a posadzkę częściowo zakryto tandetnymi chodnikami. Tym, co odbiera mowę jest jej pięcioprzęsłowe sklepienie, rozpięte jak wielki namiot, a może wzdęte jak czasze spadochronów z szarego jedwabiu, a może raczej nachylające się jak wielopłatkowe ogromne kwiaty? – trudno opisać to kamieniarskie arcydzieło. Żebra sklepienne wiją się i wirują, samodzielne, niezależne od wysklepków sklepienia i szwów sklepiennych. Typ sklepienia, które Niemcy nazywają „Schlingrippengewölbe” (czyli mniej więcej „sklepienie o pętlących się żebrach”), Czesi – „kroužena klenba” (czyli „wirujące” albo „obracające się”) – ani sieciowe, ani gwiaździste, choć z jednym i drugim ma coś wspólnego. Przecinają się i splatają odcinki koła i elipsy, a może tylko kół o różnych promieniach, tworzą ni to kwiaty, ni to gwiazdy o niesłychanej dynamice, jakby gwiazdy  z ogonem.. Niebo wiruje nad naszymi głowami.

P1060580

Żebra sklepienne spływają służkami krzyżując się znów, nic nie jest oczywiste, służka zamiera nagle, jakby wyczerpała siły, zakończyła swoje zadanie.  Nic nie jest proste, ruch wirowy ogarnia i inne elementy i detale architektury: pilastry portalu skręcają się, to jeszcze nie barokowa kolumna kręcona, ale droga ku niej została otwarta.

P1060582

To kolejna zadziwiająca cecha stylu Benedykta Rejta. Jest budowniczym, rzemieślnikiem czasów, które dziś postrzegamy jako pograniczne: gotyk zadomowiony i jeszcze miły sercu, ale renesans kusi i wabi antycznym, śródziemnomorskim wdziękiem. Rejt łączy cechy obu specyficznie, ale zgrabnie: renesansowy portal, renesansowe obramienia wielkich okien kontrapunktują późnogotyckie szaleństwo sklepienia. Udany mariaż obu stylów widać zwłaszcza na północnej elewacji pałacu.

20161006-praga 084

Ale te pierwociny renesansu w Czechach, jakkolwiek udane, jakże są blade przy Rejtowskich sklepieniach! Nad Schodami Jeździeckimi o szerokich rampowych stopniach żebra unoszą się bez związku z materią podłoża, to grube taśmy, kamienne, a jakby z metalu gięte kawałki połamanych obręczy, przenikają się, zakleszczają, zdaje się, że spadną nam za chwilę na głowy, a one tam już pięćset lat wiszą, urągając logice krzyżowo-żebrowego sklepienia.

P1060594.JPG

P1060595.JPG

Nad izbami pałacu w skrzydle zwanym imieniem Ludwika, niezbyt udanego i młodo zmarłego syna króla Władysława, żebra nawet nie udają związku ze sklepieniem. Rejt bawi się nimi, nakłada jako dekorację, układ jest coraz prosty, już nie gwiazdy, nie oka kwiatowej sieci, ale pręty albo kije, pozornie bez ładu i składu rzucone.

P1060590

Jeśli warto przejść przez nudne i puste sale ludwikowe, to właśnie dla tych sklepień szalonych. Oczywiście, jest tu i okno od słynnej i opłakanej w dalekosiężnych skutkach defenestracji, ono budzi największe zainteresowanie, anegdota zwykle wygrywa z architekturą. Ale warto przejść przez te izby z zadartą głową. Nieprędko zobaczymy coś podobnego.

Wydaje się, że rozpoznaliśmy drogę rozwoju architekta. A jednak nie jest linearna i ciągła, od bogactwa wiodąc ku maksymalnemu uproszczeniu, niebawem zrobi zwrot.  W 1512 roku Benedykt Rejt podpisał z rajcami Kutej Hory umowę na dokończenie budowy kościoła św. Barbary. Zmienił plan Matěja Rejska i na nowo zdefiniował kościelną przestrzeń: zamiast bazyliki o pięcionawowym korpusie postawił trójnawową halę, która dołem sprawia wrażenie bazyliki. Wyżej empory otwierają się na główną nawę, wlewa się przez nie światło z wielkich okien, jest lekko, jasno. A sklepienie, po  którym żebra pływają swobodnie, wielką połacią okrywa całą nawową przestrzeń.

P1050248.JPG

Samo sklepienie może nadto dekoracyjne, nadto kwieciste, gwiaździste, no cóż, to już wiek szesnasty, styl przejściowy, rysunek bardziej regularny i uporządkowany, mało dynamiczny. Gusta się zmieniają. Natomiast owe filary o służkach spływających, biegnących od posadzki empory, przechodzących płynnie w żebra sklepienne, które krzyżują się, zmieniają bieg – to Rejta podpis i arcydzieło.

P1050251

Świetny architekt. Szczęśliwym trafem możemy spojrzeć mu w twarz. To zapewne on jest budowniczym na fresku w kaplicy św. Wacława w praskiej katedrze.

Rejt

Budowniczy (Benedykt Rejt?) , fragment fresku  Eryk, król Danii ogląda kościół św. Wacława, Źródło: Wikimedia (Aloysius)

Cieszmy się, że żaden z włodarzy hradczańskiego zamku, przez ponad pięć wieków, nie zapragnął przebudować, unowocześnić, ozdobić; że szalone sklepienia Rejta przetrwały. Sala Władysławowska służyła wielu kolejnym cesarzom. Chyba im imponowała rozmachem?

Rejt2

Ludvík Kohl, 1810-1820

Rejt1

Eduard Gurk, 1836 (ilustracja w: Krönungsreisen Kaiser Ferdinands I. nach Prag und über Tirol nach Mailand). Dekoracje sklepienia są, na szczęście, inwencją malarza.

=============================================================================

PS. Mały kamyczek do rodzimego ogródka. Zdarza mi się słyszeć (podsłuchać raczej…) na Hradczanach polskiego przewodnika/-czkę, opowiadających, jak to praski Hrad zawdzięcza to, co najpiękniejsze – gotyckie wnętrza i renesansowy Belweder – polskiemu władcy. No cóż, odrobinę realizmu: Władysław Jagiellończyk to po ojcu pół-Litwin pół-Rusin, a syn Habsburżanki…

Dodaj komentarz